Liceum ogólnokształcące. Jakie być powinno?

W jednym z wcześniejszych wpisów poruszałem temat pseudopruskiego modelu nauczania, który dominuje w polskiej szkole. W tym wpisie chciałbym przyjrzeć się temu problemowi w praktyce. Niejednokrotnie słyszałem głosy sfrustrowanych rodziców, którzy muszą płacić za korepetycje i kursy maturalne dla swoich dzieci, bo z jakiegoś powodu wiedza przekazywana w szkole nic im nie daje. Czemu tak jest i czy w ogóle możliwe jest stworzenie szkoły średniej, w ramach której uczniowie rzetelnie przygotują się do matury bez konieczności uczęszczania na zajęcia dodatkowe? Odpowiedź na te pytania znajdziesz poniżej.

ATENEUM.EDU.PL

Powyższe zdjęcie jest trochę reklamą, gdyż objąłem obowiązki dyrektora Liceum Akademickiego przy Ateneum Szkole Wyższej w Gdańsku i na przykładzie działań, które mam zamiar tu podjąć, opiszę to, co mówi dydaktyka na temat organizacji procesu uczenia się w liceum.

Trening do matury

Gdybyśmy spytali uczniów, czemu właściwie chcą chodzić do liceum, to zapewne wszyscy odpowiedzieliby: żeby zdać maturę. Znany niejednemu rodzicowi jest schemat płacenia za zajęcia dodatkowe, bo nawet przy rozszerzeniu z danego przedmiotu dziecko nie do końca jest w stanie napisać egzamin na zadowalającym poziomie. Czy to dlatego, bo w szkole jest za mało godzin lekcyjnych? Niekoniecznie. Wielu znalazło się nawet w sytuacji, gdy podczas korepetycji uczeń rozwiązuje z wysoką skutecznością kolejne trudne zadania, a z prostszymi nie radzi sobie w szkole. Żeby zrozumieć ten stan rzeczy, musimy przyjrzeć się różnicom, które występują pomiędzy kursami przygotowującymi do matury oraz typowymi zajęciami szkolnymi, a są to:

  • liczebność grup – na kursach przeważnie do 15 osób, w szkołach publicznych – nawet 2 razy tyle,
  • ciągłe sprawdziany i wystawianie ocen w szkołach, które mają motywować uczniów do nauki; na kursach kładzie się zaś nacisk na poprawne rozwiązywanie zadań maturalnych,
  • na kursach atmosfera jest bardziej luźna, nie podlega pod schemat w takim stopniu jak ma to miejsce w typowej szkole,
  • czas pracy uczniów na kursach wyznaczany jest przez nauczyciela (organizatora) w porozumieniu z grupą, a nie dzwonek,
  • na zajęciach dodatkowy nauczyciele są wrażliwsi na potrzeby edukacyjne uczniów, niż w szkole, w której trzeba przede wszystkim zrealizować program,
  • uczniowie często chodzą na kursy z poczucia wewnętrznej potrzeby, a nie przykrego obowiązku.

Opierając się na tych założeniach, które znajdują potwierdzenie w niejednym opracowaniu naukowym (chociażby dr Żylińskiej, prof. Huthera i in.), możemy spróbować zaproponować rozwiązania, które wprowadzone do liceum sprawiłyby, że stałoby się ono miejscem, w którym młodzież osiągnęłaby wysokie wyniki maturalne, a to wszystko w przyjaznej i zachęcającej do nauki atmosferze. Jak to zrobić?

Grzechy główne

Zanim przedstawię konkretne działania, które należy podjąć, chciałbym, abyśmy zastanowili się przez chwilę nad wpływem przytoczonych powyżej grzechów na proces uczenia się (swoją drogą: uczenia się, a więc nie nauczania – ale o tym w osobnym poście).

Po pierwsze, liczebność klas. Nie trzeba tutaj ogromnych opisów, aby przekonać, że czym mniej osób w grupie – tym lepiej. Przy 15 osobach możliwe jest prowadzenie zajęć w optymalnych warunkach, choć dydaktyka mówi o idealnej liczbie 7 osób, co jest niestety na chwilę obecną niemożliwe do zrealizowania, z powodu konieczności ogromnych nakładów finansowych na tak małe grupy.

Po drugie, zadać musimy sobie pytanie, czy ogromna ilość ocen i sprawdzianów naprawdę motywuje do nauki? Przytoczmy tutaj „oczywistą oczywistość”, sformułowaną przez Janusza Korczaka: uczeń to człowiek. Tak więc w tym miejscu postawię pytanie: czy gdyby w Twoim miejscu pracy przełożony organizował 3 sprawdziany w tygodniu, dotyczące zakresu Twoich obowiązków – chodziłbyś do pracy i wypełniałbyś swoje zadania chętniej? Dlaczego więc uważamy, że sprawdziany motywują do nauki? To relikt wizji Freiherra, który nie znajduje potwierdzenia w najnowszych badaniach naukowych, jak również w praktyce. Ciągłe stawianie ocen w formie 1-6 również nie rozpala w uczniach miłości do nauki. Nie tylko jedynki skutecznie demotywują, ale również, co może wydać się dziwne, i szóstkowicze mogą szkołę znienawidzić (więcej o samym mechanizmie psychologicznym w wywiadzie z dr Barbarą Arską-Karyłowską tu).

Kolejnym kwestią wartą poruszenia jest atmosfera na zajęciach. Żeby człowiekowi chciało się coś robić, to musi się to odbywać w przyjemnych warunkach. Dyscyplina,
sztywne przywiązanie uczniów do ławek i absolutna schematyzacja zajęć to kolejny z elementów idei pruskiego modelu nauczania. Jeśli chcemy, aby uczniowie uczyli się na wysokim poziomie, to musimy zapewnić im do tego przyjazne warunki. Czy naprawdę wielkim problemem byłoby, gdyby uczniowie siedzieli na lekcjach w kółku, albo na kocach na ziemi – zależnie od ich propozycji? Skoro ma pomóc im to w nauce, to dlaczego mamy im tego zabraniać i zmuszać do przyjmowania takich postaw, które ich do tej nauki zniechęcają?

Jakiej szkoły chcę?

Przede wszystkim przyjaznej uczniowi. Ale co to oznacza w praktyce? Jestem dydaktykiem i znam mnóstwo badań, które mówią o tym, jak powinien przebiegać proces uczenia się. W praktyce wykorzystywałem już tę wiedzę, dzięki czemu moi uczniowie odnosili niesamowite sukcesy (I miejsca w konkursach międzynarodowych, wysokie wyniki egzaminów itd.). Ciężko jest w kilku słowach, w jednym artykule opisać wiedzę z zakresu dydaktyki, której zdobywanie zajmuje kilka lat. Z tego też powodu w punktach nakreślę ogólną wizję szkoły, a w kolejnych artykułach będę skupiał się szczegółowo na wybranych zagadnieniach.

  • Założyć należy, że uczeń chce się uczyć – jego nie trzeba do tego zmuszać. Zdjęcie z jego barków obowiązku ciągłego pisania sprawdzianów sprawi, że przestanie on się uczyć na zasadzie zakuć-zdać-zapomnieć, a dążyć będzie do poszerzenia swojej wiedzy ze względu na samego siebie. Jak zatem kontrolować, czy uczeń faktycznie robi postępy w nauce? Dydaktyka zna pojęcie oceniania kształtującego. Po pierwsze, sprawdziany muszą mieć formę wyzwań naukowych – możliwości sprawdzenia w praktyce umiejętności nabytych przez ucznia w ramach zajęć. W przypadku przedmiotów maturalnych, może to być na przykład rozwiązywanie arkuszy egzaminacyjnych w dostosowanej formie (gwarantuje to również ciągłą pracę nad doskonaleniem się z przedmiotu, który uczeń planuje zdawać na maturze). Należy jednak pamiętać o tym, że w ocenianiu kształtującym nie chodzi o ocenianie w skali 1-6, bo te cyfry tak naprawdę nic nie mówią. Nauczyciel, zaznaczając poprawne odpowiedzi w pracy ucznia, nanosi komentarze-wskazówki, nad czym należałoby jeszcze popracować, aby zielonych zaznaczeń było jeszcze więcej. Badania, o których napiszę również w osobnym artykule, pokazują, że taka forma oceniania motywuje do poprawy swoich błędów o wiele bardziej, niż stawianie ocen negatywnych (swoją drogą, jedynki w klasie przeważnie mają ci sami uczniowie – czy to nie daje do myślenia?). Uczeń, a także rodzic, widzi, jakie elementy należy poprawić, ale ma też świadomość swoich mocnych stron, które może wykorzystać, aby być jeszcze lepszym w tym, co robi.
  • Co się tyczy przedmiotów „nie-maturalnych”, uczniowie często zadają pytanie: po co mi to jest w ogóle potrzebne? I w sumie mają trochę racji. Osoba na profilu neofilologicznym być może nigdy w życiu nie wykorzysta wiedzy o aldehydach. Dlatego położyć należy nacisk na praktyczny wymiar wiedzy (np. z chemii w ramach nauki i zasadach: co zrobić, gdy na skórę wysypiemy Kreta i jak to się ma do nauki o zasadach?). Ocena roczna, wymagana przez Ministerstwo w skali 1-6, wystawiana będzie na podstawie osiągnięć z wyzwań naukowych realizowanych przez uczniów w formie uzgodnionej z nimi. Dzięki temu młodzież zyska pokłady naprawdę przydatnej życiowo wiedzy, a to wszystko w atmosferze wolnej od presji sprawdzianów.
  • Uczniowie muszą mieć wpływ na szkołę. To oni powinni decydować o tym, w jaki sposób zorganizować salę lekcyjną czy w jakiej formie życzą sobie pobierać naukę z danego przedmiotu. Chodzi o to, aby stworzyć dla nich warunki, w których będzie im się wygodnie uczyć, a co za tym idzie – skutecznie.
  • Jan Amos Komeński, wybitny dydaktyk XVII wieku, mówił, że w w trakcie 45-minutowej lekcji co najwyżej 15 może być przeznaczone na teorię. Łączy się to z potrzebą wyeliminowania z procesu uczenia się podawczego sposobu przekazywania wiedzy. Uczeń, na podstawie wskazówek podawanych przez nauczyciela, sam powinien dojść do rozwiązań problemu. Wykształci to w nim także umiejętność myślenia krytycznego, tak ważną w dzisiejszych czasach. 2,5 tys. lat temu Konfucjusz powiedział: powiedz mi – a zapomnę, pokaż mi – a zrozumiem, pozwól zrobić – a zapamiętam. Te słowa również znalazły potwierdzenie we współczesnych badaniach naukowych. Dzięki aktywnej, samodzielnej pracy ucznia, nie tylko lepiej zapamięta on materiał, ale także wykształci w sobie zdolność wspomnianego już myślenia kreatywnego oraz logicznego – które pomogą mu w przyszłości (czyli także na maturze) poradzić sobie nawet z tymi zadaniami, które na pierwszy rzut oka przerastają go.

Do dzieła!

Wszystko, o czym piszę powyżej to jedynie bardzo ogólny zarys wizji szkoły. Zatrważające jest to, że dysponując wieloma badaniami, które obalają słuszność istnienia pruskiego modelu nauczania, prawie wszystkie szkoły wciąż w nim tkwią. Potrzebne są realne, odważne zmiany. Jest w Polsce kilka szkół, które już te kroki podjęły (np. NoBell w Konstancinie), a ich sukcesy zauważane są w skali światowej. Wiem, że liceum, które tworzę, zagwarantuje uczniom bycie najlepszymi, a dojdą do tego w miejscu, które naprawdę polubią.

Jeżeli masz jakiekolwiek pytania związane z Liceum Akademickim, które prowadzę – przejdź na stronę Ateneum-Szkoła Wyższa jestem w trakcie tworzenia strony internetowej liceum lub skontaktuj się ze mną bezpośrednio, korzystając z danych zawartych w zakładce Kontakt. Zapraszam!

Dodaj komentarz